Imię: Viceroy
Nazwisko: brak
Rasa: Anioł
Zawód: Brak
Wygląd zewnętrzny: Marny wzrost bo około metra siedemdziesięciu sześciu centymetrów. Kolor oczy zielony.. głęboka zieleń. Blond włosy dawniej długie, zakrywajace ramiona teraz krótko obcięte. W zasadzie tak krótko , ze prawie ich nie widać.
Viceroy jechał na swoim wspaniałym karym koniu przez rozświetloną noc, szukajac czerwonych drzwi. Z niepokojem w sercu myślał o tamtej kobiecie. Powiedziała mu, że tajemnica kryje sie za nimi. Czujny i wierny pies biegł tuż za nim. Cały czas padał deszcz.
O zmierzchu owego ponurego czerwcowego dnia nadciągała znad morza burza , bez wiatru i błyskawic. Wygladało na to , że deszcz, silniejszy niż mżawka, ale nie ulewny, wypłukał ze stolicy całą energię. Miasto Viceroya z okolicami stało się metropolią o rozmytych konturach, bez tętna i bez ducha. Sylwetki budynków zlewały się ze sobą , ruch na traktach był niemrawy , a ulice rozpływały sie we mgle.
Viceroy jechał przez dzielnice swojej stolicy mając po prawej stronie plaże i atramentowoczerwony ocean. Zatrzymał się na chwilę by spojrzeć za siebie i upewnic się , że jego poddani pracują.
Podniósł rękę do twarzy... zawsze tak robił gdy czuł ,że zaczynają się kłopoty, dotykał w zadumie swojej blizny.. rany której doznał w walce o swoja wioskę.Dotknięcie uspokajało go. Przypominało mu, ze największą grozę jaką mógł kiedykolwiek przezyc, ma już za sobą, i że nie może spotkać go w życiu nic bardziej niebezpiecznego..
Blizna była jego cecha charakterystyczną. Był naznaczony. Jasna, z lekka połyskujaca, szeroka na ćwierć cala sięgała od prawego ucha po podbródek. Podczas upałów stawała się jeszcze jaśniejsza.
Odwrócił głowę i spojrzał przed siebie. Pies podniósł kudłaty łeb. Ruszył dalej aby znależć czerwone drzwi. Widział je podczas snu i niedawały mu spokoju. Czuł , że za nimi kryje sie tajemnica, którą musi odkryć. Wiedział, że jest zagrozony, złe moce czaiły się na kazdym kroku.
Po odwiedzeniu dziesiątków ruin wiedział czego może się spodziewać. Ale dla niego kazde nastepne wyzwanie było jak narkotyk. Pociagało go niebezpieczeństwo i niepewność. Czerwone drzwi pojawiły się za nastepnym zakrętem drogi. Prowadziły do wnętrza ruin które kryły wielki skarb lub śmierć.
-Może to zły pomysł- Powiedział na głos Viceroy
Pies wysunął głowę do przodu, polizał rękę swojego pana, tak jak by chciał mu dać do zrozumienia, że powinien odprężyć się i zrobić to po co przyjechał.
Viceroy położył rękę na głowie kundla.
-Jak długo jesteśmy juz razem? - zapytał.
Pies trzymał łeb nisko i drżał. Bał się czerwonych drzwi ale chciał przez nie wejśc.
-Prawie trzy miesiące. - odpowiedział sam sobie.
Popatrzył na psa i wszedł.
CDN.